Saturday 31 March 2012

Uroki ciąży

Godzina 3:58 w nocy - mała przerwa na truskawki z cukrem:))))

Mała przerwa również na poszperanie w internecie i wyszukanie inf na temat zasiłków dla rodziców w UK, a co, każda pora jest dobra!
Najwyraźniej za dobrze wyspałam się ostatniej nocy....  ponieważ od teraz, że tak powiem mam bardzo wydłużony dłuuugi weekend. Aż dopóki Zosia przyjdzie i będę znów miała ręce pełne roboty.

NO to wracam do truskawek :D

Thursday 29 March 2012

Oh happy days!

Mąż dziś wraca sobie z kolejnej wyprawy a ja za to miałam bardzo milutki tydzień w pracy i poza pracą. Codziennie pojawiając sie rano wykrzykiwałam do swoich koleżanek "ostatni poniedziałek", "ostatni wtorek!" ...etc. Wiem ze na razie czuje sie podekscytowana zmianami jakie nas czekaja i dzidziusiem ale wiem tez ze bardzo szybko zaczne tesknic do 'starej' rzeczywistosci i starego poukladanego zycia glownie ze wzgledu na prace i ludzi z ktorymi pracowałam. Wiem ze bedzie mi ich brakować, a jescze bardziej bedzie mi brakować poczucia, że sie rozwijam i coś nowego zdobywam (zawodowo). Mam za to nadzieje, że macierzyństwo okaże się własnie tym motorem które doda mi skrzydeł i zaspokoi róznego rodzaju ambicje.

Wczoraj jeszcze spotkałam się z moją Litewską znajomą na krótka kawe, a pozniej z dziewczynami z pracy pognałam na film "The best exotic marigold hotel" - który bardzo polecam! Choc wydaje mi się, że część humoru i elementów satyry dojrzy się tylko znając dobrze zachowania Anglików jak i osób pochodzących z Indii. Z obiema grupami ludzi pracuje na codzień i uwazam ze połączenie tych dwóch światów w tym filmie wyszło naprawdę komicznie.
Dzis za to w pracy miałam dzień 'odwiedzin'. Najpierw przyszedł pozegnac mnie jeden z okulistów z któym współpracowałam ale głownie przez odległosc droga meilową i telefoniczną w biurze. Pózniej przyszła koleżanka z pracy która juz od roku jest na emeryturze, przyszła specjalnie mnie jescze zobaczyc przed nasza przeprowadzką do Swindon i zyczyc wszystkiego dobrego. A na koniec dziewczyny sprawiły mi wielką niespodzianke wreczajac ogromna kartke która wszyscy podpisali z zyczeniami oraz prezent w postaci pieniazkow na ktory wszyscy sie zrzucili. W sumie to wystarczy nam tyle aby wszystkie kosmetyczne drobiazgi :kremy, zasypki, pieluszki, płyny itd itd kupić. Wiec radosc moja jest ogromna, zwłaszcza ze to taki miły gest i dobrze jest czuć, że jednak te dwa lata pracy są docenione.

Jutro za to po pracy wyskakujemy jeszcze do restauracji, a potem padnę w koncu w wytesknione ramiona męża.

Aha no i moje motto życiowe z wyżej wspomnianego filmu:
"Everything will be ok in the end, and if it's not ok, it's not yet the end"

Sunday 25 March 2012

Baby shower

Długo wyczekiwany baby shower na którym zjawiła się najblizsza damska reprezentacja naszych znajomych tutaj w UK, juz jest za nami...
Było milutko, dobrze było zobaczyć znajome twarze, nadgonić zaległości w pogaduchach i podzielić się doświadczeniami ciąży. Mąż stanął powyżej wysokości zadania jeżeli mogę tak powiedzieć i dwoił się i troił przy gościach zeby niczego nie zabrakło, a gdy już wszyscy się najedli wysłany został z mocniejszymi napojami do sąsiada aby pobyć dla odmiany trochę w męskim towarzystwie;) kochany mój...
A Zosia dostała piękne podarunki : mate do zabawy (marzyłam o niej miesiącami:) ), termosik na jedzonko dla malucha, zestaw gryzak+śliniak+grzechotka, buciki i (nie mam pojecia jak to nazwać) door bouncer do skakania dla malucha.







Jesteśmy z mężem zachwyceni podarunkami i mam nadzieję, że będą służyły gościom.
A poniżej parę zdjątek z "imprezy"







A co jak cieszyć się to na całego:)))!!
Przyjemnie było tylko męcząco. Jednak od czasu do czasu czuję już teraz, że muszę się położyć i dużo wypoczywać. Ten weekend był bardzo intensywny dlatego znów w nocy coś mi w boku "przeskoczyło" tam gdzie mam cyste i znów zaczęło masakrycznie boleć przy każej zmianie pozycji, nie mniej jednak licze na to, że sie uspokoi a to co czuje to tylko wynik przemeczenia przygotowaniami i intensywnym dniem wczorajszym.


Troszkę mi dziś hormony podskoczyły i popłakałam się jak bóbr żegnając męża (kolejna wyprawa z pracy - tym razem do Moskwy), zobaczymy się dopiero w piątek, ale za to potem juz przed nami dwa trzy dni i przeprowadzka.

Z ledwością hamuję instynkt wicia gniazda, już mam ochote wszystko prać układac, prasować no i przede wszystkim musimy już dokupić multum brakujących drobiazgów i przygotować się do szpitala. Dlatego już tak bardzo wyczekuję tej przeprowadzki. Wiem, że będzie ciężko... widzę jak mało juz jestem wstanie sama robić ale jakby nie było nie bede juz pracować i mam całe dnie na układanie.

Odliczanie też czas zacząć:   5 dni do końca pracy!





Monday 19 March 2012

W ciele staruszki:D

Wiedziałam, że miałam nie chwalić się dobrym zdrowiem:P

W piątek strasznie męczyłam sie cały dzien w pracy, bolał mnie cały (przynajmniej w odczuciu) brzuch, ale nie byly to skrucze tylko po prostu taki nieprzyjemny uciskajacy ból jak przy zatruciu. Domyslalam sie ze to pewnie od żołądka, jednak teraz gdy wystko sie poprzesuwało i poprzemieszczało 'w środku' nie umiałam dokladnie zlokalizowac źródła. Jedynie pozycja stojąca i lezaca na boku dawała ulge... a tu trzeba bylo siedziec na dupsku do 5 w pracy. W nocy jęczałam i stękałam przy każdym wstaniu do toalety a o przekręcaniu sie z boku na bok nawet nie było mowy. Do tego doszły bóle stawów w biodrach (chyba od leżenia tylko na boku + dodatkowa waga jaka mi doszła od czaów 'niebyciawciąży') w nocy i koniec z błogim 10godzinnym spaniem...  O tak wyglądałam w piątek wieczorem....



Nieprzyjemny ból/ucisk przeszedł w niedziele, dzięki Bogu, jaka ulga;) juz moge siedziec jak człowiek i przekrecac sie na boki znów jak człowiek ALE zaczął się dzis od rana ból w łokciach... domyślam sie ze to przez zatrzymanie wód w organizmie i ze jest to całkiem powszechne. Postanowilam wiec zaopatrzyc sie niebawem w urządzenie do gotowania na parze. Pozegnam sie całkowicie z solą (która tak uwielbiam) i zastosuje sie do zdrowej/bezsolnej diety, juz nie tylko dla zdrowia maleństwa ale i dla dobra swojego.
Do tego w piątek rano byłam u położnej, wróciły wyniki badań krwi i mam za mało żelaza. To by wyjaśniało dlaczego ostatnimi czasy czułam sie taka zmęczona i ziewająca w pracy. Zaczęlam wiec lykac tabletki na niedobór żelaza. Położna pomacała tez brzuch, Zosia dalej (od trzech tygodni) jest juz ustawiona głową w dół. Ja dzielnie skacze dziennie na piłce i mam nadzieje, że przekonam tym Zosie aby juz pozycji nie zmieniała. Natomiast położna z bardzo zdzwiona mina potwierdziła mój termin na 13ego maja oświadczajac ze dziecko wydaje sie być całkiem pulchniutkie w dotyku (dotykala tylko przez brzuch), tak jakby cały brzuch wypełniało tylko dziecko a niewiele wody... sama nie wiem co mam sądzić. Przypuszczam ze gdyby to było niepokojące to wysłałaby mnie na usg. Z drugiej strony po pomiarach wysokości macicy, wszystko jest absolutnie w normie. Ehhh czyżby była to duża dziewczynka? a może zrobi nam niespodzianke i wyjdzie nieco wczesniej?
Mała wiercipiętka z niej, własnie daje mi popalić i przekopuje sobie droge "na drugą strone" brzuszka. A figa, jeszcze pare tygodni musisz tam kochanie posiedzieć! Daj się chociaż rodzicom przeprowadzić i urządzić ci pokoik.

W sobote odebraliśmy bujane krzesło, bo zawsze o takim marzyłam, od małżeństwa które je za grosze sprzedawało. Oczywiście używane, poniżej zdjęcie:


Zawsze chciałam mieć bujane krzesło do karmienia do pokoju dziecięcego. Jedynie troche skrzypi ale moze da sie tu i ówdzie naoliwić. Męzowi sie nie podoba, za mało wygodne i nowoczesne chyba, no ale zobaczymy. Kosztowało grosze więc zawsze można czymś innym zastąpić.
Byliśmy tez znów rozglądac się za meblami i cenami różnymi. Wypróbowaliśmy juz chyba setki różnych kanap i sof (sóf??) i chyba zdecydujemy się na sofe z ikei rozkładaną do pozycji łóżka. \Przy okazji wszelkich prób utknęłam na dobre w jedynym z 'workowatych' foteli przyziemnych i mnie mąż musiał zbierać z podłogi.


Próbuję tez nagrać filmik jak Zosia rusza się w brzuszku, ale sprytna cichnie za każdym razem gdy włączam nagrywanie w telefonie. Nie wiem skąd ona wie... Wiec na razie nie mam zadnych udokumentowanych podskoków, ale za to oboje ich doświadczamy w nadmiarze gdy akurat kładziemy sie spać:D
A dni w pracy zostało mi dokładnie 8 :))

ciao!

Wednesday 14 March 2012

Brzuszek coraz większy:)


Powolutku i stopniowo umawiam się ze znajomymi, zeby spedzic troche czasu z nimi zanim sie przeprowadzimy i zanim Zosia nam czas zajmie.  Tak spedziłam jedne z wieczorów w tamtym tygodniu oraz wieczór dzisiejszy. Super jest wyjść po pracy, cieszyć się dobrym towarzystwem i wiedzieć, że dobrze wykorzystuje się ten 'przedporodowy' czas:). A po powrocie strzeliłam sobie pare fotek. Jak rasowa kobieta stwierdziłam ze na wiekszosci z nich 'wyglądam grubo' - nie mylić z brzuchem, tylko jakos tak wszystko inne mi sie solidnie powiększyło tez.... ehh. Ale dla naszej potomności i wspomnień na przyszłe lata wklejam jednak choc jedno zdjęcie:


Dostaliśmy tez informacje od naszej naszej nowej agencji apopo nowego domku, referencje wszystkie przeszły i na pewno bedziemy wprowadzac sie 4ego kwietnia. Bylismy tez w niedziele w ikei, żeby sobie meble i rozne ceny pooglądać i wiemy juz mniej wiecej co kupimy i jak sie urządzimy. Oczywiście bez szaleństw, będziemy stopniowo wszystko kompletować.
Czasem sobie myślę, w tym szale zakupowym i przygotowaniach, że ani kolor wózka ani wystrój pokoju ani ilość słodkich śpioszków nie równają się z tym jak bardzo po prostu chcę żeby Zosia urodziła się cała i zdrowa i żebysmy mogli cieszyć się naszymi wspólnymi chwilami razem. Na niczym bardziej nam nie zależy. Pogłaszczę więc brzuszek i przemówię do Zosi aby nam zdrowo rosła i była silną dziewczynką.


 Dopisek:

Uzależniłam się od piosenki, naszego wrecz 'hymnu' rodzinnego :
http://www.youtube.com/watch?v=vfRvc3ciO-4

I dzis wieczorem puściłam ja z laptopa i na głośniki i jeden z głośników przyłożyłam do brzuszka... dostałam taką porcję Zosinych kopniaków, że aż mi brzuch cały na boki chodził, zakładam że małej sie spodobało :D będę puszczać często i zobaczę czy po narodzinach rozpozna melodie!
Oboje zreszta lubimy z meżem puszczać sobie ta piosenke w sobotnie poranki i śpiewac i klaskac do rytmu... a czemu nie:)

Monday 12 March 2012

Nowe miejsce dla naszej trójki:)

Znaleźliśmy nasz nowy domek, hurraa!  A raczej całosc zasług przypisuje meżowi, który poświecił mnooostwo czasu na dzwonienie i oglądanie domków (ja pracuję jeszcze z daleka od miejscowosci  w której on sam pracuje i w której to szukaliśmy nowego lokum). Ale kamień spadł nam z serca, i patrzac na zdjecia mieszkania z wewnatrz, czuje ze to jest wlasnie to. Spedzilismy wieczorek w sobote ogladajac te zdjecia i planujac gdzie i co i jak poustawiamy i oglądajac przez googlemaps okolicę w poszukiwaniu najblizszych parków, lekarzy, dentystów, banków i tym podobnych:)
Przeprowadzamy się dopiero 4 kwietnia - do Swindon. Będzie cięzko... przeprowadzka w 8 miesiącu, prawie 9 ciązy i do tego musimy kupić większosc mebli, bo domek ma tylko w całości kuchnię umeblowaną. Ale damy rade! Mamy znajomych do pomocy plus wierzę w nieskończone moce i możliwosci mojego męża, już nieraz byłam ich swiadkiem;) Ja niestety nogi wysoko i brzuch do góry, bo już widzę jak szybko i łatwo się meczę i czuje powoli puchniecia po dłuższych spacerach.

A w tym tygodniu będziemy bardzo z Zosia tesknic za tatusiem, który wyjezdza na wyjazd służbowy do Wiednia, ale za to jesteśmy z niego bardzo dumne i trzymamy kciuki aby wszystko gładko poszło:)

Friday 9 March 2012

O mamusi

Będzie nudno, bo będzie tylko o mnie i o tym jak sie czuję.

Jestem w szoku jak dobrze w porównaniu z tym jak niewygodnie czułam sie np w 20 tygodniu. Ból cysty juz mi nie doskwiera, jasne ze ją czuje ale nie jest to az tak bolesne jak było. Plecy nie bolą, mięsnie brzucha i sciegna nie bolą i stopy (bo i z tym miałam problemy) tez nie bolą. Odpukac.... fakt ze szybciej sie mecze idąc czy probujac biec na autobus (!!) bo płuca sie zmniejszyły w sposób bardzo odczuwalny i żołądek bardziej ścisnięty, ale wciaż pracuję pon-pt i staram sie choc dwa - trzy dni w tygodniu pieszo wracac do domu z pracy (ponad 1h drogi) w ramach ćwiczeń.
Dalej spie jak dziecko w nocy, mimo czestych wedrówek do toalety od razu zasypiam a najpiekniejsze jest to ze  rzucam się jak łania z boku na bok zapominajac czasem o tym ze mam brzuch... w piątym miesiącu stekałam i kwękałam z bólu i niewygody a teraz tak jakby o wiele wygodniej było. Wiem ze nie powinnam takich rzeczy wypisywac bo pewnie wszystko sie teraz o 180 stopni obróci, ale jestem po prostu na razie zachwycona. Uciazliwe tylko sa wycieczki do toalety i to ze nie moge na dłuzej sie nigdzie zapuszczać bo dzidzius napiera mocno i wizja toalety dwoi i troi mi sie przed oczami coraz częściej, ale zaczęłam praktykować zwiedzanie przeróżnych 'zakątków' i krzaczków podczas spacerków z meżem i tak tez da sie przeżyć! :D

Poza tym coraz bardziej fascynują mnie kopniaczki Zosi i to jak precyzyjnie budzi sie codziennie o tej samej porze w dzień... najbardziej uwielbiam jak sie razem budzimy o 7 rano przed praca i mała serwuje mi małą sesje Zumby w brzuszku:)

A dzis po dłuuugim tygodniu pracy i spotkania ze znajomą wczoraj wieczorem biore prysznic i pakuje sie do łóżka odsypiać!

Monday 5 March 2012

córeczko

kocham Cie bardzo mocno, wspaniale jest Cie czuc jak rośniesz pod moim sercem i codziennie dajesz o sobie znać.

Mama

Sunday 4 March 2012

Bardzo leniwa niedziela

Zasłużylismy sobie na leniwy dzień (mąż pochrapuje na łóżku - to taka pośniadaniowa dżemka:) ), a ja sobie odświeze wydarzenia ostatniego tygodnia. Ten czas tak szybko leci, a ja nie chce aby nic ważnego umknęło mi z bloga.

Impreza niespodzianka

Dziewczyny w pracy wyprawiły mi w czwartek niespodziankowa impreze pozegnalną. Najpierw jedna z nich pare dni wczesniej zaprosiła mnie do swojego domu po pracy pod pretekstem zwykłego spotkania przy kawce. Potem dodała, że może jeszcze gdzieś na kolacje wyskoczymy więc wzięłam na wszelki wypadek tez sukienke na wieczór ze sobą. Posiedziąłysmy u niej po czym zarządziła, że musimy sie wypięknic, miałam make-up i ciuszki na przebranie przy sobie. Wsiadłysmy w jej samochód i pojechałysmy do jednej z restauracji w Birmingham, w której to jak sie okaząło czekały wszystkie pozostałe koleżanki z pracy plus nawet kilka osób z naszej ekipy medycznej (te które na codzień u nas usg robią). W sumie z jakies 13 osob. Moj szok był ogromny, tzn nie powiem spodziewałam się małego podstępu ale nie wiedziałam dokładnie co mnie czeka, a tu nawet koleżanka która juz od grudnia z nami nie pracuje sie zjawiła - a ostatnio własnie o niej myslalam i bardzo chcialam znow zobaczyc.
Bardzo bardzo było mi miło, z wrazenia az zapomniałam jesc i tylko deser duzy wszamałam. A tu zdjęcie (ja robiłam):

Chociaż nikomu nie wspominam, ze raczej juz do tej prayc nie wróce ale mysle ze z racji przeprowadzki każdy po cichu się tego domysla. Stad - ta pożegnalna impreza.

3D/4D usg

Jakis tydzień temu odebrałam w pracy telefon od naszej sonograferki, która ostatnio probowała mi 4d usg zrobić, ale coś Zosia się za bardzo zasłaniała. Poinformowała mnie ze zaaranzowala dla mnie wizyte w szpitalu na piatek i ze sprobuje znow i moze jakies fajne zdjecia tym razem da sie uzyskać. W ten sam dzien zadzwonila i mowila ze sa jakies problemy z ich maszyną, wiec przyjechala znow do mnie do pracy (po dlugiej dniówce!) i stwierdziła ze sprobuje jeszcze raz na naszej starej/starodawnej już maszynie do usg i moze chociaz troszke lepiej bedzie widac. Naprawde złoto - kobieta. No i widac bylo o wiele wiecej:) mała juz si etak nie zasłaniała, ale przede wszystkim nabrała ładnego tłuszczyku na twarzyczce i całość była o wiele bardziej wyrazista:) przez godzine obserwowałam jak sobie kreci główka, wkłada kciuka do buzi i ssa, jak sie bawi paluszkami, otwiera buzie i ziewa:) wprawdzie jakosc nagranych zdjec i filmikow nie jest do konca dobra, z uwagi na to jak mało nowoczesną mamy aparature u mnie w pracy ale na zywo widac bylo bardzo duzo. I uspokoiłam się ze mała na pewno ma nosek:) (bo na ostatnich zjdeciach jakby nie miała lol) najsłodsze jest to ze wydaje sie być bardzo pulchniutka na twarzy i ma takie dwa fajne fafle. Chyba mamusia musi oszczedzać się z czekoladą, bo bobasek bedzie za bardzo pulchniutki:)





Zdjęcie robiłam komórką ze zdjęcia na pulpicie wiec jakosc tymbardziej bardzo zła, ale i ciesze sie tym co zobaczyłam i na pewno jest to bardzo niezapomniane przeżycie. Mąż mówi, ze Zosia wygląda całkiem jak on i ze widzi duzo siebie w niej :) Już się nie mogę jej doczekać na żywo!

Szkoła rodzenia

Wczoraj wczesna pobudka, szybkie śniadanie i na 10 rano pojechaliśmy na zajęcia z rodzenia. Całość trwała 4 godz i było to tylko jednorazowe spotkanie, obejmujące zagadnienia dotyczące pozycji przy porodzie, oddychania, roznych etapów porodu, znieczulenia, ćwiczeń przed porodem i karmienia piersią.
Na początku już widziałam przerażenie w oczach mojego M. kiedy na te zajecia jechalismy i kiedy jako pierwsi zjawilismy sie na ogromnej sali z masą piłek gimnastycznych, lalek i innych akcesoriów... biedak od razu popędził po kawe aby ukoić nerwy:) ale jak sie okazało przybyło mnóstwo osób i wszystkie prawie panie ze swoją męską połówką się zjawiły więc po paru minutach atmosfera sie rozluźniła. Przy naszym szczęściu trafilismy tez na przemiłą parę Polaków z którymi w przerwie sobie porozmawialiśmy i powymienialiśmy się spostrzeżeniami. A nasze terminy porodu różniły się tylko o jeden dzień:)  ogólnie uważam, że spotkanie mogłoby objąć więcej roznych szczegółow, ale za duza jednak grupa na to była. Na pewno paru nowych rzeczy się dowiedziałam ale jest jeszcze milion które bede musiala chyba przestudiowac z ksiazek albo internetu. Na pewno bede regularnie teraz robić cwiczenia na piłce i może nieco mniej tez obawiam sie karmienia piersią, aczkolwiek wciaz wydaje sie to dla mnie byc czarną magią.
Położna zasugerowała tez, abysmy zadzwoniły do szpitali w których bedziemy rodzic i poprosić o małą wycieczke po oddziale, co mysle ze jest dobrym pomysłem. Jak tylko sie przeprowadzilismy i bede juz pod nowy szpital należec to na pewno takie cos zorganizuje.

Niedługo mam w planie ułożyć już liste rzeczy do spakowania do torby szpitalnej i dokupic brakujące elementy.

Szukamy tez dalej domku dla siebie, wciaz nic co by nas powaliło nie zobaczylismy, terminy gonią i mam nadzieje ze w tym tygodniu może cos znajdziemy aby móc od poczatku kwietnia się przeprowadzić.

A mój najukochańszy mąż zarządził weekend z "Piratami z karaibów" i jestesmy juz na trzeciej części dzisiaj.... mmmm same przyjemności :P:P